Office viewers

24 lutego, 2010 (19:59) | windows | By: konrad

A skoro przy biurze jesteśmy… nie każdy wie, że istnieją narzędzia umożliwiające dobranie się do dokumentów Worda, Excela i im podobnych bez potrzeby kupowania jakiejkolwiek licencji (no, poza samymi okienkami). Istnieje coś takiego, jak Word/Excel/PowerPoint Viewer. Niewielkie (jak na standardy Microsoftu, oczywiście) narzędzia, które potrafią wyświetlić i wydrukować dokumenty stworzone przy użyciu ich „pełnowymiarowych” braci. Pod tym adresem znajduje się zestawienie programów ułatwiających życie ludziom, którzy nie dorobili się Office’a.

Na skróty (wersje polskie):
Word Viewer
Excel Viewer
PowerPoint Viewer

Office compatibility pack

23 lutego, 2010 (10:47) | windows | By: konrad

Wraz z wprowadzeniem na rynek pakietu Office 2007, Microsoft zmienił sposób zapisywania dokumentów. Teraz używają formatu opartego na Open XMLu, który z założenia powinien być „lżejszy”, bardziej otwarty i w ogóle super-extra-hiper-cudowny. Technicznie aspekty tych formatów niezbyt mnie interesują, a marketingowo jest to dość ostra konkurencja dla powstałego trochę wcześniej OpenDocument (którym natywnie posługuje się np. Open Office).

No dobra, ale co mamy zrobić, jeżeli jesteśmy posiadaczami pakietu Office w wersji wcześniejszej (na przykład 2003 lub XP) i dostaniemy dokument zapisany w nowym formacie? Microsoft to przewidział. Myślał, myślał, i wymyślił. Narzędzie nazywa się „Pakiet zgodności formatu plików pakietu Microsoft Office dla programów Word, Excel i PowerPoint 2007”. Waży kilkadziesiąt mega, ale działa poprawnie. I to nie jest byle programik. Integruje się bowiem z zainstalowanym Office’m i umożliwia odczytywanie i edycję dokumentów w „nowym” formacie za pomocą „starych” narzędzi. Bez dodatkowych kroków typu ręczne konwertowanie plików, albo otwieranie ich za pomocą dodatkowej opcji ukrytej gdzieś w menu. Wszystko przebiega automagicznie. Fakt, pliki otwierają się trochę wolniej, ale przecież zawsze możemy sobie kupić mocniejszy komputer :-)

Nie mam zamiaru rozpisywać się jaki to Microsoft jest cudowny i wspaniały, ale to narzędzie naprawdę ułatwia pracę z klientami i doceniam, że coś takiego zostało wydane.

toppostowanie

20 lutego, 2010 (20:27) | Bez kategorii | By: konrad

Bo zaburza naturalną kolejność czytania.
> Dlaczego to jest takie wkurzające?
>> Pisanie nad cytatem.
>>> Co jest najbardziej wkurzające na listach dyskusyjnych i w e-mailach?

Osobiście naprawdę mnie to denerwuje.

Ja wiem, że większość ludzi (szczególnie tych, którzy korzystają z maila w celach zawodowych) używa Outlooka, w którym toppostowanie jest standardem. Znam argument, że „tak jest łatwiej, bo od razu (czytaj: na górze wiadomości) pojawia się fragment, na który chcemy odpowiedzieć”. Problem w tym, że właśnie nie jest łatwiej. Szczególnie, jeżeli wymieniamy za pomocą maila dość duże bloki tekstu, a nie jedno- lub dwulinijkowe uwagi.
Fakt, jest to obecnie „standard”. Ale – przynajmniej według mnie – tylko dlatego, że najbardziej-popularny-klient-pocztowy używa tego beznadziejnego stylu. Dorzucając do tego bardzo swobodną interpretację wyglądu delimitera (nie mam pojęcia, czy to określenie ma jakiś rozsądny polski odpowiednik), „wleczemy” w swoich mailach tony niepotrzebnego tekstu, sygnaturek, podpisów i cholera wie czego jeszcze.
A mogło być tak pięknie… gdyby tylko autorzy programów pocztowych (w tym wypadku określenie dotyczy także WebMaili) zamiast implementować topposting skorzystali z czegoś, co jest rzeczywiście naturalną kolejnością. Bo mnie w szkole uczyli, że czyta się od góry do dołu, a nie odwrotnie. No, jeszcze przydałaby się odrobina edukacji informatycznej, ale bez przeszkód w postaci programów pocztowych „promujących” czytanie od dołu nie powinno być to bardzo trudne…

Po co ten wpis? Nie wiem, ale mam nadzieję, że zrobi mi się po nim lepiej :-)

check_update

19 lutego, 2010 (20:30) | centos, linux | By: konrad

Jakiś czas temu musiałem napisać prosty skrypt robiący „spis z natury” pakietów na linuksowych serwerach. Chodziło o coś, co wypluje w każdej linijce:

  • nazwę hosta,
  • nazwę pakietu,
  • wersję pakietu zainstalowanego,
  • najnowszą wersję pakietu, która została wydana i można ją zainstalować.

Skrypt powstał w BASHu i wygląda tak:
#!/bin/bash
IFS=$'\n'
for l in `yum -d 0 check-update | grep -v "^$"`; do
pakiet=`echo ${l} | cut -d ' ' -f 1`
ver1=`yum list ${pakiet} | grep -A 1 "^Installed Packages" | grep -v "^Installed Packages" | awk '{print $2}'`
ver2=`echo ${l} | awk '{print $2}'`
s=`hostname`; while [ ${#s} -lt 30 ]; do s="${s} "; done
s="${s} pakiet: ${pakiet}"; while [ ${#s} -lt 70 ]; do s="${s} "; done
s="${s} aktualna wersja: ${ver1}"; while [ ${#s} -lt 120 ]; do s="${s} "; done
s="${s} nowa wersja: ${ver2}"
echo "${s}"
done

Nie jest może zbyt wyrafinowany i zdecydowanie nie jest najszybszy, ale robi to, co do niego należy i nie jest zbytnio skomplikowany.

Po co? Bo fajnie jest wiedzieć, co się u moich „podopiecznych” dzieje i jak bardzo ten stan odbiega od tzw. „nówki sztuki”.

Midnight Commander i ładne ramki

19 lutego, 2010 (14:16) | centos, linux | By: konrad

Stwierdziłem, że krzaki zamiast ładnych ramek, które pokazuje Midnight Commander przestały mi odpowiadać. Właściwie nigdy mi się nie podobały, ale do tej pory zwyczajnie nie chciało mi się z tym walczyć. Ponieważ niemal zawsze mój kontakt z Linuksem opiera się na zdalnych sesjach SSH, które umożliwia mi PuTTY, to na początku sprawdziłem, czy te same objawy występują na „żywej”(*) konsoli. Okazało się, że nie występują i wszystkie ramki są zbudowane z linii a nie dziwnych znaczków.

Ramki poprawne:

Ramki z krzaczków:

Poszukałem trochę i okazało się, że problem leży w kodowaniu znaków. A dokładniej w tym, że moje CentOSy domyślnie korzystają z dobrodziejstw UTF-8:
[kbechler@flame ~]$ locale
LANG=en_US.UTF-8
LC_CTYPE="en_US.UTF-8"
LC_NUMERIC="en_US.UTF-8"
LC_TIME="en_US.UTF-8"
LC_COLLATE="en_US.UTF-8"
LC_MONETARY="en_US.UTF-8"
LC_MESSAGES="en_US.UTF-8"
LC_PAPER="en_US.UTF-8"
LC_NAME="en_US.UTF-8"
LC_ADDRESS="en_US.UTF-8"
LC_TELEPHONE="en_US.UTF-8"
LC_MEASUREMENT="en_US.UTF-8"
LC_IDENTIFICATION="en_US.UTF-8"
LC_ALL=

Pierwszym rozwiązaniem, na jakie się natknąłem było wyłączenie UTFa po stronie serwera. Oczywiście zadziałało, ale nie chciałem tego robić, bo UTF jest fajny i z powodu byle ramek szkoda by było wprowadzać aż tak duże zmiany. Szukałem więc dalej i natknąłem się na Trzepak, a dokładnie na TEN temat. Rozwiązanie tutaj podane zdecydowanie bardziej przypadło mi do gustu. Okazuje się, że PuTTY domyślnie przyjmuje kodowanie znaków ISO-8859. Aby przełączyć się na używanie UTF-8 wystarczy kilka kliknięć. Trzeba tylko wiedzieć gdzie :-)

Po tym prostym zabiegu mogę oglądać ślicznie wyglądające ramki i korzystać jednocześnie z UTF-8. Mniej-więcej o to chodziło :-)

(*) Taka zupełnie żywa i naturalna to ona nie była. Jestem zbyt leniwy i wygodny, żeby uruchomić nogi i pójść do serwerowni (w której na dodatek jest zimno i głośno). Ale konsola VMWare jest wystarczająco bliska – z punktu widzenia systemu – materialnemu monitorowi, że mogłem jej w tym wypadku zaufać.

Szyfrowanie

18 lutego, 2010 (16:10) | Bez kategorii | By: konrad

Szyfrowanie zawsze było potrzebne, tylko przyczyny się zmieniają…

Za czasów starego, poczciwego DOSa używałem jakiegoś narzędzia ze stajni Symanteca, którego nazwy już nawet nie pamiętam. Stosowało metodę szyfrowania, która była mi całkowicie obca. Podejrzewam, że był to jakiś rodzaj (3)DESa. Najważniejsze, że umożliwiało zapisanie danych tak, aby nie dało się odczytać ich pierwotnej postaci bez podania hasła i było bardziej skomplikowanie, niż XOR lub ROT13. W dobie Windows (95/98) narzędzie okazało się raczej mało przydatne, więc 'przesiadłem się’ na PGPdiska jako bardziej kolorowe i zdecydowanie nowocześniejsze. Ale przestało być rozwijane jako produkt darmowy, więc zacząłem szukać na nowo…

Dzieje nowożytne składają się już tylko z TrueCrypta. Możliwościami i mnogością algorytmów szyfrujących ten projekt nieco przytłacza :-) O ile do szyfrowania pojedynczych plików zdecydowanie lepiej nadaje się np. GPG, to do zabezpieczania całych dysków nie znalazłem nic lepszego. Rzeczy, których używam najczęściej:

Po opisy „jak to się robi” odsyłam do dokumentacji samego programu. Jest całkiem fajnie i przejrzyście napisana.

Numer seryjny

15 lutego, 2010 (11:17) | windows | By: konrad

Jakoś tak się złożyło, że zacząłem opisywać tu programy, które ułatwiają życie. Znalazłem jeszcze jeden z tej samej kategorii…

Dość częsta dla mnie sytuacja: Dostaję laptopa, w którym nie-do-końca wszystko działa. Wiesza się, sam z siebie restartuje, a w środku szaleje stado robali i wirusów. Ponieważ jestem człowiekiem z natury leniwym, i wielogodzinna walka z wszelkiego rodzaju szkodnikami nie jest moim ulubionym zajęciem – najczęstszym wyjściem jest zgranie na bok dokumentów, sformatowanie całego dysku i zainstalowanie wszystkiego od nowa. W zdecydowanej większości przypadków gdzieś na obudowie jestem w stanie znaleźć naklejkę, która dzielnie informuje, że właściciel nabył odpowiednią licencję i może legalnie korzystać z dobrodziejstw wspaniałego systemu, jakim jest Windows. Problem z tym, że często numer seryjny na takiej naklejce ulega zatarciu – z niewiadomych mi przyczyn wspomniana naklejka skonstruowana została tak, że pancerne i odporne na ścieranie jest wszystko, oprócz numeru seryjnego.
W takim wypadku, o ile da się cokolwiek na istniejącym (zainstalowanym) systemie zdziałać, z pomocą przychodzi niewielki programik ProduKey. Narzędzie to nie robi nic więcej, poza wyświetlaniem kluczy instalacyjnych oprogramowania, które zostało zainstalowane na komputerze. Jednak potrafi pobrać te dane nie tylko z maszyny lokalnej, co czasami przydaje się w środowisku sieciowym. Za pomocą ProduKey można „wydłubać” numery seryjne Windows, Office’a, Exchange’a i serwera MSSQL.

Podpowiadanie adresów w Outlooku

13 lutego, 2010 (13:23) | windows | By: konrad

Chociaż Microsoft Outlooka nie używałem nigdy, to jednak czasami spotykam na swojej drodze problemy związane także z tym rozwiązaniem do zarządzania czasem i informacjami. Niektórzy (Ci, powiedzmy, „mniej obeznani z informatyką” :-)) nie używają książki adresowej w swoim programie pocztowym. Z różnych względów – najczęściej dlatego, że nie mają pojęcia o jej istnieniu. W takim wypadku rolę książki przejmuje mechanizm automatycznego uzupełniania adresów podczas wpisywania. Funkcja całkiem fajna i oszczędzająca czas, jednak czasami odrobinę zawodna(*). Ale co zrobić, jeżeli padł nam komputer/profil Windows, a jednak chcielibyśmy przenieść ten cudowny lek na wszelkie zło na inną maszynę/profil? We wczesnych wersjach Outlooka to jakoś nie bardzo chciało działać. W przypadku wersji 2003 jest za to banalne. Oto, co należy zrobić: Instrukcja autorstwa samego Microsoftu. Rozwiązanie problemu zajęło 15 minut (gorzej było ze znalezieniem rozwiązania). Użytkownik zadowolony. Odłożył nawet tasak, którym chciał pokroić cały dział IT.

(*) Najbardziej podoba mi się fragment „program Outlook […] może wysłać wiadomość do niewłaściwej osoby.” Genialne :-)

Nagrywanie płytek

12 lutego, 2010 (19:54) | windows | By: konrad

W chwili, w której ceny pen-drive’ów, kart pamięci i innych cudaków opartych na pamięciach flash osiągnęły akceptowalny poziom, przestałem używać płyt CD/DVD. No, prawie przestałem. Czasami trzeba zainstalować system na „gołym” sprzęcie, a do tego zestaw płyt jest – póki co – niezastąpiony. Ale czym nagrać świeżo pobrany obraz najnowszej wersji CentOSa na płytkę? I w drugą stronę: jak zrobić plik ISO mają do dyspozycji wytłoczoną płytę z „instalką” Windowsa?

Z pomocą przychodzi niewielki programik ImgBurn. Właściwie niewiele o tym programie mogę napisać. Poza tym, że działa dokładnie tak, jak powinien. Jest szybki, niewielki i stabilny. Dodatkowo potrafi skasować nośnik RW, zamknąć płytę, sesję lub ścieżkę i kilka innych, niekiedy bardzo egzotycznych rzeczy. Jeżeli z napędu CD/DVD zdarza Ci się korzystać mocno okazjonalnie i to głównie w celu nagrywania płytek z obrazów ISO (i/lub robieniu obrazów z „żywych” płytek), to ten program nada się idealnie. Jeżeli zdarza Ci się czasami nagrywać (lub „komponować” :-)) bardziej zwyczajne płytki, a nie przepadasz za produktami Nero, to warto przyjrzeć się jeszcze czemuś, co nazywa się CD Burner XP. Równie darmowy i równie ciekawy program, który potrafi nagrać chyba wszystkie typy nośników, łącznie z Blu-ray i HD-DVD (chociaż osobiście nie miałem okazji tych ostatnich testować).

Zdalne zarządzanie

10 lutego, 2010 (10:54) | linux | By: konrad

Niby nic prostszego – mamy system, na którym chcemy pracować na odległość. Jeżeli jest to konsola tekstowa Linuksa, najwygodniej użyć protokołu SSH. W każdej dystrybucji pingwina znajdziemy paczki z serwerem i klientem, a pod Windows jest, moje ulubione z resztą, Putty. W przypadku maszyn Windowsowych istnieje coś takiego, jak RDP. Ale co zrobić, jeżeli chcemy pracować w zdalnej sesji graficznej Linuksa? I to w dodatku mając do dyspozycji tylko „okienka” jako klienta?

Z pomocą przychodzi NX Server Free Edition. W moim ulubionym CentOSie instaluje się to bez większych problemów i (nawet po niezbyt szybkich łączach) działa stabilnie i dość szybko. Ograniczeniem wersji darmowej jest możliwość nawiązania tylko dwóch równoległych sesji, ale dla moich potrzeb jest to w zupełności wystarczające. Jeżeli komuś takie ograniczenia przeszkadzają, to istnieje projekt FreeNX, jednak nigdy nie miałem potrzeby, aby z niego korzystać, więc niewiele o nim wiem.
Z punktu widzenia sieci jest to „rozszerzenie” SSH i działa również na porcie tcp/22. Nie miałem nigdy problemów z NATem i zrobieniem port forwardu dla NXa.

Jeżeli mamy naprawdę szybkie połączenie, to możemy w zdecydowanej większość przypadków, niezależnie od systemu serwer i klienta użyć VNC. Ale wydajność takiego rozwiązania….no cóż, powiedzmy, że nie jest powalająca ;-)